W kinie z blogerami, dziennikarzami i influencerami byłem. Film oglądać próbowałem

W pewien ciepły, letni wieczór wybrałem się do pewnego kina na przedpremierowy pokaz pewnego filmu. Nie tylko ja. Ze mną była gromada dziennikarzy, blogerów, internetowych influencerów i innych, którzy otrzymali w prezencie zaproszenia od pewnej firmy*. I tu zaczęły się schody

Lubię kino. Przynajmniej 1-2 razy w miesiącu staram się wyskoczyć na jakiś seans – odmóżdżającą, zamerykanizowaną i przesiąkniętą do bólu efektami specjalnymi papkę. Żaden ze mnie kinoman ani tym bardziej fan ambitnego kina (co nie znaczy, że od takowego stronię). W kinie można spotkać różnych ludzi. Jedni kopulują, inni raczą się mniej lub bardziej wyskokowymi trunkami, a jeszcze inni przychodzą tutaj na pogaduchy. Ryzyko jest wpisane w tę rozrywkę i zdaję sobie z tego sprawę. Nie spodziewałem się jednak, że idąc na seans z „intelektualną elitą internetu”, będę się czuł jak na sali pełnej wrzeszczących dzieci ze szkoły podstawowej.

Zaczęło się w miarę niewinnie. Ktoś tam zawarkotał z tyłu (dosłownie – zawarkotał), ktoś inny rzucił rubasznym żartem, zadudnił śmiechem. W miarę upływu czas seans stawał się jednak wręcz męczący. Kopiący w fotel „sąsiedzi” z tyłu nie reagowali na pełne goryczy spojrzenia, sprawiając w pewnym momencie wrażenie, jakby robili to wyłącznie na złość. Gdzieś obok toczyła się żywa rozmowa – jakieś ploteczki jak mniemam. Z tyłu wzrosła liczba rubasznych żartów, kopnięcia w fotel były coraz częstsze, a nawet trochę rytmiczne. Mniej więcej w połowie nieopodal rozległ się dźwięk przewracanej szklanej butelki – mogę tylko spekulować, co to było. Skupienie się na filmie było naprawdę kłopotliwe i bynajmniej nie z powodu mojego braku podzielności uwagi. Zamiast relaksu i odprężenia, narastała we mnie frustracja.

Zrzędzę? Tak, lubię zrzędzić. Szczególnie, gdy czuję się rozczarowany. A taki właśnie wyszedłem z kina. Sam film też był rozczarowująco słaby, ale tego się akurat po nim spodziewałem. Może na przyszłość, zapraszając na seans blogerów/dziennikarzy i całą tą śmietankę internetową warto by dorzucać jakieś ulotki typu „jak zachowujemy się w kinie”, co?

* Celowo unikam szczegółów, nie mam w interesie nikomu szkodzić.