Czego potrzebuje świadomy developer? Maciej Aniserowicz, autor książki „Zawód: Programista” w konkretny i bardzo przystępny sposób zawarł całą tą wiedzę na blisko 300 stronach swojej książki. Jeżeli chcecie zostać programistą, wydaje się to być pozycja obowiązkowa. Nie jestem jednak przekonany, czy kompleksowa.
Podobno Polacy nie czytają książek. A tymczasem kolejny autor z sukcesem wydaje własnym sumptem swój produkt, który zamawiają tysiące internautów. Spektakularny wręcz sukces Michała Szafrańskiego z bloga Jak Oszczędzać Pieniądze zachęcił kolejne osoby do pójścia tą samą ścieżką. Jedną z nich jest Aniserowicz, którego niektórzy mogą kojarzyć z bloga devstyle.pl. To strona, którą, moim zdaniem, powinien znać każdy programista (niezależnie czy już pracujący w zawodzie, czy „wannabe”). Ilość zawartej tam wiedzy rzuca na kolana. Czy z książką „Zawód: Programista” jest podobnie?
Na samym początku napiszę, że zaliczam się do grona osób, które zawsze marzyły o programowaniu. Ostatecznie, straszony opowieściami znajomych i rodziny, wybrałem nieco inny kierunek. Ale programowania próbuję dalej, hobbystycznie w wolnych chwilach oglądając kursy, czytając książki itd.
Książkę Macieja Aniserowicza zamówiłem z myślą, że może kiedyś te moje nieśmiałe dłubanie w JavaScript zamienię na coś więcej. Oczekiwałem zatem, że znajdę tutaj wiedzę, jak to zrobić. Nie do końca otrzymałem to, czego się spodziewałem.
„Zawód: Programista” to książka bardzo nierówna. Pierwsze rozdziały są bardzo niekonkretne. Autor próbuje, na bazie swoich doświadczeń i przeżyć, zbudować w głowie czytelnika pewien obraz programisty, rozwiać mity i wskazać najbardziej skuteczną drogę rozwoju. W praktyce jednak kończy się tak, że rzuca truizm za truizmem. Jeżeli uda nam się przebrnąć przez te nieco nudnawe początki, dotrzemy do naprawdę wartościowych treści.
Programista to za mało
Począwszy od trzeciego rozdziału zaczyna się opowieść o tym, jak dostać pracę w roli programisty. Dowiadujemy się o konstruowaniu CV, o rozwiązywaniu zadań rekrutacyjnych, a także o tym jak często i dlaczego warto zmieniać (lub nie) pracy. Nie zabrakło też informacji o awansach, negocjowaniu podwyżek, motywacji do pracy, a także roli team leadera (tu nawet pojawia się garść praktycznych pomysłów na efektywne zarządzanie zespołem). Całość domyka solidna porcja wiedzy na temat freelancingu i, prawdę mówiąc, wydaje mi się ona najbardziej wartościową z całej książki. Podobnie zresztą jak słowa zakończenia, z których wynika dość jasno:
Rozwój wszerz, a nie tylko w głąb, daje ogromne możliwości! I… chodzi nie tylko o kodowanie!
Aniserowicz przez wszystkie strony swojej książki snuje opowieść swojego programistycznego życia. Pokazuje jego jasne i ciemne strony. Niestety bardzo trudno jest mi się oprzeć wrażeniu, że dominują w nim te ostatnie. Programowanie to ciężki kawałek chleba, nieustanny rozwój i wyczerpująca praca, długie godziny spędzone na kodowaniu, poświęcenie i wypalenie, o które niezwykle łatwo. Właściwie od pierwszych rozdziałów pojawia się tego typu retoryka, co, przyznam otwarcie, wręcz zniechęciło mnie do bycia programistą.
Autor na sam koniec wyznaje, że dopiero teraz robi to, co daje mu szczęście – szkoli programistów, prowadzi bloga, występuje na konferencjach, wydaje swoją książkę. W tym wszystkim brakuje jednak najważniejszego – programowania. Widząc takie stwierdzenie, trudno mi się oprzeć wrażeniu, że czytam opowieść o kimś, dla kogo programowanie i wszystko z nim związane było wyłącznie drogą do finalnego celu, którym… programowanie nie jest. I taki wydźwięk znowu działa nieco demotywująco, bo po co mam zostawać programistą? Po to, aby finalnie zakończyć swoją drogę na nieprogramowaniu?
Niewykluczone, że jestem zbyt surowy dla autora i mszczę się na nim za to, że zburzył mój wyidealizowany obraz programisty – kogoś, kto ma w dzisiejszej, zdominowanej przez technologie rzeczywistości cały świat w garści i nieograniczone wręcz możliwości (idące w parze z okrągłymi sumkami wpadającymi na konto każdego miesiąca). Skupmy się zatem na plusach.
Książka jest napisana bardzo przystępnym (momentami potocznym, co wcale jej nie szkodzi) językiem, przez co czyta się ją niezwykle szybko i łatwo. Kolejne akapity są przerywane wstawkami opisującymi historie z życia wzięte. Nie brakuje też ogromnej liczby cytatów – na ogół trafnych i dobrze dobranych, choć na ogół powszechnie znanych i mocno wyeksploatowanych. Dodajmy do tego bardzo przyzwoite wydanie, solidną półtwardą oprawę (klejoną, ale wytrzymałą) i estetyczny skład. Od strony technicznej „Zawód: Programista” to kawał dobrej roboty.
Książka o programistach bez linijki kodu
Nie spodziewałem się, że będzie to książka programistyczna, w której nie znajdę nawet małego fragmentu kodu. Nie spodziewałem się też tak szczerego i brutalnego podejścia. Autor bez skrupułów burzy wiele mitów dotyczących programistów (między innymi ten o zarobkach, choć niestety przydałoby się tutaj więcej konkretów) i ukazuje ich pracę od ciemniejszej strony. Przeplata to pozytywnym przekazem, który jednak, w moim przypadku, niezbyt skutecznie wpłynął na wydźwięk całej książki. Jeżeli zatem szukacie w „Zawód: Programista” motywacji i zachęty do bycia koderem, możecie się rozczarować.
Bez wątpienia jest to jednak ważna książka, która pokazuje pracę programisty w innym świetle. Jest szczera, otwarta i bezpośrednia. Autorowi nie sposób odmówić autentyczności. Niestety spędzi to też niektórym sen z powiek, ale może to lepiej, niż miałaby to zrobić w bardziej brutalny sposób sama rzeczywistość. Dlatego, jeżeli zawsze (lub od niedawna zaczęliście) marzyliście o zostaniu programistą, ta książka jest takim swoistym „sprawdzam” i bez wątpienia zweryfikuje Wasz zapał i determinację, pokazując tak blaski jak i cienie tej profesji.