Recenzja Child of Light. Bajecznie, baśniowo i erpegowo

To jest piękne!

Child of Light wręcz onieśmiela fantastyczną, rysunkową oprawą graficzną. Scenografia na pierwszym planie jest bardzo zróżnicowana i obfituje w kolorowe, aczkolwiek spójne elementy. Towarzyszy jej tło, które nie znosi stabilności. Co i rusz zobaczymy tam jakąś perełkę – olbrzyma znikającego za horyzontem, kołyszące się korony drzew i im podobne efekty.

Child of Light village

Child of Light nocą

W jeszcze większych superlatywach można rozpisywać się na temat animacji. Zarówno postacie jak i efekty zaklęć wyglądają bardzo przekonująco. Widok spadającej z głowy Aurory korony po otrzymanym ciosie czy też wyprowadzane przez nią ataki przy użyciu nienaturalnie wielkiego miecza to prawdziwe mistrzostwo. Child of Light jest jedną z najładniejszych (jeśli nie najładniejszą) platformówek w konwencji 2D.

Muzycznie nie jest źle. Starciom towarzyszą symfoniczne, podniosłe, ale też mocno patetyczne kawałki. W trybie eksploracji muzyka się natomiast uspokaja i przechodzi w delikatne fortepianowe rytmy. Nie uświadczymy tutaj zbyt dużego zróżnicowania, ale też trudno mówić o wkradającej się z czasem monotonni. Muzyka dobrze buduje klimat i podkreśla dynamikę (lub jej brak) wydarzeń na ekranie.

Dużym minusem jest brak dialogów mówionych. Jedyny głos, jaki przyjdzie nam usłyszeć, to narratorka wprowadzająca nas w intro w historię. W rolę tę wcieliła się francuska aktorka, Caroline Dhavernas. Jej ciepły, matczyny głos sprawia, że czujemy się niczym dzieci leżące w łóżku i czekające z niecierpliwością na bajkę przed snem.