Slender logo Slender logo

Strach się bać. Mini recenzja i poradnik do gry Slender

To co proste najłatwiej zapada w pamięć. Od jakiegoś czasu myśli wielu graczy zaprząta postać bez twarzy, która znienacka pojawia się między drzewami i zbliża się w ich kierunku. Wielkiej filozofii w tym nie ma, a jednak Slender stał się hitem i ciągle podbija odczyty kardiologiczne osób, które decydowały się zapewnić mu miejsce na dysku komputera. Prezentuję krótką recenzję tego tytułu i mini-poradnik jak radzić sobie ze strachem.

Recenzja Slendera nie może być zbyt długa, bo sama gra nie jest przecież szczególnie rozbudowana. Autor i właściciel studia Parscec Productions (chociaż nazywanie tego profesjonalnym studiem to zbyt duże przeinaczenie) – Mark Hadley – stworzył ten projekt jedynie w celu przetestowania możliwości silnika Unity. Wyszła mu z tego króciutka gierka z mrocznym klimatem doprowadzającym graczy do psychozy, pomimo tego, że jej mechanika nie powala. Sukces zapewnia jednak właśnie ta prostota.

[image_lightbox url=”https://recenzator.pl/wp-content/uploads/2012/09/Slender-lokacje-drzewo.jpg” align=”center” width=”590″ height=”250″ caption=”Przy drzewie zapewne każdy z nas znalazł swoją pierwszą karteczkę”]

Cel postawiony przed osobami chętnymi na sprawdzenie tego growego hitu lata jest banalny – znaleźć osiem kartek rozrzuconych po lesie i zrobić to tak, by nie natrafić na nieprzyjemną kreaturę zamieszkującą oddany nam do użytku świat. Gdy spotkamy Slender Mana nie mamy szansy obrony (nie jest to dziwne, w naszym ekwipunku znajduje się wyłącznie latarka), a jedyną nadzieją jest ucieczka – jeśli będziemy zbyt wolni lub za mało uważni, ekran ozdobią szumy, a my skończymy naszą rozgrywkę.

[image_lightbox url=”https://recenzator.pl/wp-content/uploads/2012/09/Slender-lokacje.jpg” align=”center” width=”590″ height=”250″ caption=” „]

[image_lightbox url=”https://recenzator.pl/wp-content/uploads/2012/09/Slender-Help-Me.jpg” align=”center” width=”590″ height=”250″ caption=”Karteczki mają wypisane wiadomości od Slendera”]

Psychologia zdecydowanie rozróżnia strach od lęku. Pierwszy związany jest z bezpośrednim zagrożeniem i może być krótkotrwały, drugi jest procesem wewnętrznym i potrafi nawet dominować zachowania jednostki. Pierwszy jest używany jako tani trik w produkcjach masowych, drugi sprawia, że ludzie lądują w szpitalach psychiatrycznych odziani w gustowne białe kaftany. Pierwszy został wykorzystany w grze Slender… no właśnie.

[image_lightbox url=”https://recenzator.pl/wp-content/uploads/2012/09/Slender-poradnik.jpg” align=”center” width=”590″ height=”250″ caption=”A tak kończy się większość prób zdobycia wszystkich skrawków papieru”]

Jedyne co możemy odczuwać odpalając bezbudżetowego Slendera to strach, który szybko mija po tym jak oswoimy się z tym tytułem. Zagrożeniem jest postać owiana wymyślonymi legendami, która pojawia się znikąd w ciemnym lesie – korzystając z tej samej zasady straszył nas średni film Rec, czy fatalna i najświeższa kontynuacja Silent Hill. Potwór wyskakuje, a tętno przepływu krwi nam wzrasta. Nic trudnego i w gruncie rzeczy – nic strasznego. Slender momentami potrafi przyprawić o palpitacje, jednak bądźmy szczerzy: nie jest to produkcja, która może Was zaprowadzić do sal Arkham. W najgorszym przypadku będziecie mieli problemy ze snem.