Szybko, ale nie tak znowu wściekle. Recenzja Need for Speed: Most Wanted

Seria Need for Speed należy do klasyki gier komputerowych. Nic zatem dziwnego, że kolejne premiery wywołują u graczy, zwłaszcza pamiętających jej początki, tak wiele emocji. Praktyka pokazuje, że z jakością nowych NFS-ów jest różnie – raz EA wypuszcza totalnego gniota, odcinając kupony od serii, żeby kolejną premierą zachwycić wszystkich fanów zręcznościowych wyścigów. Do której z tych kategorii można przypisać Need for Speed: Most Wanted? Zapraszam do mojej nieco sentymentalnej recenzji!

Z serią Need for Speed jestem związany od bardzo dawna, co jednak wcale mi nie przeszkodziło przejść obojętnie obok wielu odsłon tej kultowej serii. Z łezką w oku wspominam za to jej początki – porywający Hot Pursuit z 1998 roku, czy ujmujący Porshe 2000 (2000 r.). Potem było już różnie. Kolejne części były nierzadko swoistą rewolucją. Pamiętam ile radości dawał tuning i nocne wyścigi w Underground (2003 r.), a także walka o miano najszybszego (i najbardziej poszukiwanego) w Most Wanted z 2005 r. Potem niestety było już tylko gorzej i takie produkcje, jak Pro Street, Undercover czy Carbon były jedynie odcinaniem kuponów od popularności, co sprawiło, ze seria bardzo mocno podupadła. Na szczęście producent, czyli firma Electronic Arts, nie miał zamiaru rezygnować z perspektywy kolejnego zarobku i podzielił prace nad kolejnymi premierami pomiędzy trzy studia: Slightly Mad Studios (Shift i Shift 2: Unleashed), Criterion (Hot Pursuit) oraz Black Box (Underground 1 & 2, Most Wanted, Carbon) . W ubiegłym roku szansę dostała ta ostatnia ekipa, która wypuściła Need for Speed: The Run. Efekt był średni i gra zebrała kiepskie oceny. W tym roku o dobre imię walczy Criterion.

[youtube id=”IpGS1K9mLPQ” width=”590″ height=”350″ align=”center” caption=”Trailer premierowy Need for Speed: Most Wanted”]

Studio Criterion Games, znane wcześniej głównie konsolowcom (choć kilku sukcesów na pecetach też odmówić mu nie można), wśród fanów Need for Speed zasłynęło dzięki bardzo dobremu Hot Pursuit z 2010 r. W mojej ocenie to jedna z najlepszych odsłon ostatnich lat i bez skrępowania przyznam się tutaj, że gramy razem z lubą w nią do dzisiaj (oczywiście w singlu – ja kieruję, zaś ona odpowiada za nitro oraz to by przeciwnikom się nie nudziło, fundując im co i rusz ulubione kolczatki). W związku z tym pokładałem ogromne nadzieje w tej części serii, która co więcej nawiązywała do innej rewelacyjnej produkcji z 2005 r. o takim samym tytule. Branża gier zna jednak wiele przypadków, w których developerzy nie poradzili sobie z ciążącą presją i nie sprostali wyzwaniom wiążącym się z sequelem. Jak było tym razem?

[tabs] [tab title=”Wymagania sprzętowe”]

  • Quad Core i5 2,6 GHz,
  • 2 GB RAM (4 GB Vista/Windows 7 & 8),
  • karta grafiki 1024 MB (GeForce GTX 560 lub lepsza),
  • 20 GB HDD,
  • Windows XP/Vista/Windows 7/Windows 8
  • dostęp do internetu[/tab]

[tab title=”Informacje”]

  • Producent: Criterion Games
  • Wydawca: Electronic Arts Inc.
  • Wydawca w Polsce: Electronic Arts Polska
  • Światowa data premiery: 30 października 2012 r.
  • Polska data premiery: 31 października 2012 r.
  • Ograniczenia wiekowe: 7+[/tab] [/tabs]

Kierowcą być, po mieście furą wozić się…

Od razu na wstępie powiedzmy sobie szczerze – nowy Most Wanted niewiele ma wspólnego ze swoim poprzednikiem z 2005 roku. Dla niektórych będzie to zatem pewnie ogromne rozczarowanie, bo nie uświadczymy tutaj żadnej fabuły (ani nawet jej namiastki). [pull_quote_right]Zamiast tego Criterion rzuca nas od razu na głęboką wodę i wysyła na ulice dużej metropolii Fairhaven.[/pull_quote_right] Zamiast tego Criterion rzuca nas od razu na głęboką wodę i wysyła na ulice dużej metropolii Fairhaven (oraz jej okolic), na których stoczymy rywalizację o stanie się najbardziej poszukiwanym przez policję kierowcą. W tym celu przyjdzie się nam zmierzyć z najlepszą dziesiątką w regionie i wspinać się po szczeblach kariery. Kariery nieco nudnej, bo odbywanie kolejnych wyścigów w tej grze nie ciesz tak bardzo, jak w poprzednich odsłonach, kiedy to za zwycięstwo poza punktami (tutaj Speed Points) dostawaliśmy możliwość wybrania (lub zakupienia) nowego auta.

[image_lightbox url=”https://recenzator.pl/wp-content/uploads/2012/12/NFS13-2012-12-01-14-01-23-83.png” align=”center” width=”590″ height=”250″ caption=”Porshe 911 jak zwykle w formie”]

Otóż w Need for Speed: Most Wanted wszystkie pojazdy są dostępne już od samego początku. Ukryto je jednak w różnych zakamarkach, przy czym najtrudniej oczywiście znaleźć te najpotężniejsze i najbardziej pożądane modele. Nie będziemy zatem zmuszeni już od samego początku męczyć się trzeciorzędnym hatchbackiem, tylko od razu wsiądziemy do wymuskanego coupe, a nawet czegoś na wzór gokarta. I to wsiądziemy dosłownie, bo zmiana gabloty polega jedynie na wciśnięciu jednego klawisza. Oczywiście kilka samochodów odblokujemy dopiero po pokonaniu zawodników z top 10, ale to zaledwie mały odsetek tego, co znajdziemy na ulicy. Naturalnie nie jesteśmy zmuszeni za każdym razem szukać na gwałt modelu, który znaleźliśmy ładny kawałek czasu temu – wszystkie są bowiem dostępne z podręcznego menu easydrive (możemy przenieść się do niego automatycznie lub ustawić jako cel na mapie). Dodatkowo niektóre pojazdy niosą za sobą możliwość wzięcia udziału w specjalnych, dedykowanych właśnie im wyścigach. Aby przejść całą grę będziemy zatem zmuszeni do częstych przesiadek. A jest do czego się przesiadać, bo twórcy zafundowali nam pokaźną listę 42 w pełni licencjonowanych fur. Znajdziemy tutaj takie perełki jak Porshe 911 (991), Carrera S czy Chevrolet Corvette ZR1. Szkoda, że różnice w prowadzeniu są stosunkowo niewielkie i w rezultacie część modeli właściwie się od siebie nie różni.

[image_lightbox url=”https://recenzator.pl/wp-content/uploads/2012/12/NFS13-2012-12-01-14-01-48-68.png” align=”center” width=”590″ height=”250″ caption=”…a tu już trochę po przejściach.”]

Nasze mniej lub bardziej spektakularne wyczyny na mieście będą się oczywiście wiązały z niejednokrotną stłuczką i tutaj wchodzi do akcji model zniszczeń, który jak się nietrudno domyślić, zważywszy na licencjonowane pojazdy, nie jest szczególnie zaawansowany. Owszem, każdej kraksie towarzyszy animacja i samochód potrafi wykonać kilka imponujących fikołków, ale poza wgniecioną karoserią, wybitymi szybami i odpadającym zderzakiem (który nigdy nie urwał się na amen…) nie uświadczymy niczego więcej. Ciągle widać jakim samochodem jedziemy, a co gorsza różnica w prowadzeniu w stosunku do pełni sprawnego auta jest minimalna. Wyjątkiem od tej reguły są pęknięte (czy to w wyniku zastawianych kolczatek, czy też nadmiernego palenia gumy) opony. Wówczas pozostawiamy za sobą iskry, a sam samochód „tańczy” po jezdni. Oczywiście w dowolnym momencie możemy przejechać przez jeden z licznie rozstawionych w mieście warsztatów. Wówczas naprawimy nie tylko wszystkie usterki, ale też zmienimy kolor karoserii.

[image_lightbox url=”https://recenzator.pl/wp-content/uploads/2012/12/NFS13-2012-12-01-14-18-32-36.png” align=”center” width=”590″ height=”250″ caption=”Zmiana pojazdu ogranicza się do wciśnięcia jednego przycisku.”]

Czym by jednak były prawdziwe wyścigi uliczne bez możliwości odpicowania auta. Most Wanted daje nam taką możliwość. W tym celu musimy odblokować poszczególne elementy, wygrywając w wyścigach, a następnie skorzystać jedynie z dostępnego w trakcie jazdy, wspomnianego już menu easy drive. Niestety miłośnicy świecących jak choinki samochodzików z plastiku będą zawiedzeni, bo Most Wanted w znacznej mierze stawia na tuning techniczny. Możemy zatem zmienić opony, usprawnić skrzynie biegów czy dokupić nitro. Zmiany wizualne ograniczono do minimum. Szkoda, bo przy tak dużej liczbie aut dałoby to ogromną liczbę możliwości i znacznie urozmaiciło grę, a tak dostajemy jedynie przyjemny dodatek, nic więcej. Z drugiej strony ucieszy to wszystkich, którzy nieszczególnie przepadali za tym elementem w poprzednich odsłonach.