Wracamy do post-apokaliptycznego metra. Recenzja Metro: Last Light

Strzelanie czy skradanie – i tak jest strasznie

Model rozgrywki nie zmienił się znacząco w porównaniu z poprzednią częścią. W dalszym ciągu będziemy walczyć z mutantami oraz innymi ludźmi. Stwory najłatwiej będzie wyeliminować za pomocą shotguna, zaś na ludzi najlepszą metodą jest cicha eliminacja z użyciem dostępnych narzędzi zagłady. [pull_quote_right]Co jednak najważniejsze, przyjemność ze strzelania jest znacznie większa niż w przypadku poprzedniej części gry.[/pull_quote_right] Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by wywołać zawieruchę lub zaczaić się gdzieś w cieniu i za pomocą celownika z noktowizorem eliminować po kolei wszystkie okoliczne cele. Pod tym względem gra daje nam dość dużą swobodę. Co jednak najważniejsze, przyjemność ze strzelania jest znacznie większa niż w przypadku poprzedniej części gry. Zawdzięczamy to wielu usprawnieniom w tym modelu, które uczyniły go znacznie bardziej grywalnym.

[image_lightbox url=”https://recenzator.pl/wp-content/uploads/2013/05/Metro-Last-Light-7.jpg” align=”center” width=”590″ height=”350″ caption=”Zmutowane stwory nie znają litości. Ludziom to pojęcie też jest zresztą obce.”]

Nasze możliwości podczas cichej eliminacji przeciwników również wzrosły. Nie musimy już na gwałt wyszukiwać cieni, w których się ukryjemy by wyczekiwać patrolującego okolicę strażnika. Możemy sobie takie miejsca stworzyć samodzielnie, wyłączając zasilanie, wykręcając żarówki czy gasząc lampy naftowe. Uproszczony został przy tym system widoczności – nasz zegarek nie pokazuje już trzech poziomów ukrycia, ale po prostu świeci, gdy jesteśmy dostrzegalni.

[image_lightbox url=”https://recenzator.pl/wp-content/uploads/2013/05/Metro-Last-Light-9.jpg” align=”center” width=”590″ height=”350″ caption=”Po krwawej walce, maskę tlenową zalewa nam osocze.”]

Artem może mieć przy sobie trzy rodzaje broni. Każdą z nich możemy swobodnie (płacąc oczywiście wojskowymi nabojami – walutą obowiązującą w metrze) ulepszać oraz rozbudowywać o nowe elementy, jak celowniki, tłumiki, wydłużone lufy czy kolby. Warto to robić, bo w trakcie walki są to bardzo praktyczne i przydatne ulepszenia. Prócz tego dysponujemy nożami do rzucania służącymi do cichego zabijania nieprzyjaciół, minami przeciwpiechotnymi oraz dwoma rodzajami granatów – odłamkowymi oraz zapalającymi. Nie zabrakło też oczywiście elementów znanych z Metro 2033, czyli maski gazowej, która zapewnia nam przez określony czas tlen, zapalniczki w kształcie naboju i ładowanej za pomocą podręcznego generatora latarki mocowanej na hełmie.

[image_lightbox url=”https://recenzator.pl/wp-content/uploads/2013/05/Metro-Last-Light-1.jpg” align=”center” width=”590″ height=”350″ caption=”W poszczególnych lokacjach czekają na nas różne typy nieprzyjaciół.”]

Przeciwnicy w trakcie starć starają się utrudniać życie na różne sposoby. Ukrywają się za zasłonami, uskakują z linii ognia oraz starają się nas otaczać i flankować. [pull_quote_left]Ciągle jednak zdarzają się głupie wpadki, gdy przeciwnicy bez pardonu wchodzą w płomienie czy wyskakują niczym filip z konopi wprost pod lufę.[/pull_quote_left] Ciągle jednak zdarzają się głupie wpadki, gdy bez pardonu wchodzą w płomienie czy wyskakują niczym filip z konopi wprost pod lufę. W przypadku stworów sytuacja jest dużo prostsza – one po prostu rzucają się hordą do ataku. Co ciekawe, istnieje możliwość unikania starć z nimi. Wystarczy po prostu obchodzić szerokim łukiem punkty, w których się znajdują. W ten sposób zaoszczędzimy nie tylko zdrowie, ale też i naboje.

Pewne zastrzeżenia mam do poziomu trudności, który w Metro: Last Light jest bardzo nierówny. Nawet na najwyższym będziemy się tutaj bowiem natykali na tony sprzętu i amunicji. Właściwie nie musimy nawet jej szczególnie oszczędzać, by przejść całą grę bez zmartwienia. Nieco inaczej sprawa się ma z przeciwnikami. Tutaj poziom życia wydaje się przegięty w drugą stronę. Istnieją bowiem przeciwnicy, na których nawet dwa magazynki z karabinu maszynowego mogą być niewystarczające. Wyzwaniem dla weteranów serii mógłby być tryb stalkera, który pozbawia nas całkowicie interfejsu i rzuca od razu na głęboką wodę. Tutaj pojawia się jednak problem, bo jest on dostępny tylko dla osób, które przedpremierowo zamówili grę – pozostali muszą zapłacić.